11.11.2019
Beast in Black + Myrath
(support)
Długo wyczekiwany koncert. Tak bardzo
nie mogłem się doczekać tego dnia, że kiedy już to nastąpiło,
to... nie wiedząc czemu ogarnął mnie chaos nie do opanowania. Z
perspektywy tych kilku dni strasznie żałuje, że nie wykorzystałem
okazji w pełni. Ale o tym za chwilę. Mimo wszystko koncert był
przewspaniały a emocje, jakie zapewnili nam chłopaki z Myrath i
Beast in Black – nie do opisania.
Ale od początku..
Koncert odbył się 11 listopada 2019
roku we wrocławskim klubie Zaklęte Rewiry. Początkowo miał odbyć
się w klubie Pralnia, ale tak samo jak i na Jinjer, tak i na Beast
in Black, zainteresowanie było tak ogromne, że organizatorzy
przenieśli oba koncerty. Kiedy tylko zobaczyłem tę informację, w
mojej głowie zrodziła się myśl, która na szczęście szybko
została rozwiana – nie ma potrzeby wymiany ani zwrotu biletów.
Te, które już zostały zakupione będą akceptowalne. Uff, chociaż
tyle dobrego. Jednak, mimo wszystko, gdzieś w głębi czułem, że
coś pójdzie nie tak.
Na miejsce dotarliśmy jakoś koło 15.
Dobrze, że Kasia zauważyła napis na budynku „ZAKLĘTE REWIRY”
bo sam bym przegapił zjazd. Wjechałem od razu na teren i grzecznie
z boku zaparkowałem autko.
Po tak długiej przejażdżce należy
nam się odrobina czegoś pożywnego. Udaliśmy się więc spacerkiem
do oddalonej o jakieś 3km restauracji fast food. Prywatnie jestem
strasznie wyczulony na temperaturę, i nie do końca przyjemnie
znoszę mroźny wiaterek. Zwłaszcza ten, który bezczelnie wdziera
się przez drzwi przy każdym wejściu i wyjściu gości. Ale
brzuszki zapełnione (przynajmniej na razie), można wracać pod
klub.
Uznaliśmy, że mamy jeszcze sporo
czasu, więc wróciliśmy do auta, by nie stać tyle na jesiennym
chłodzie. Do otwarcia drzwi zostały jeszcze dwie godziny.
Posiedzieliśmy chwile, która zdawała się trwać w nieskończoność.
W końcu zdecydowaliśmy, że czas stanąć w kolejce.
Mówiłem już, jak bardzo nie cierpię
jesiennych chłodów? Do tego stopnia, że cała frajda i ekscytacja
z oczekiwania aż w końcu zobaczę długo wyczekiwany zespół na
scenie, gdzieś się ulotniły.
W końcu zmarznięci i skostniali
ruszyliśmy do szatni, z której następnie szybkim krokiem udaliśmy
się pod scenę. Pod sceną aż roiło się od fanów w koszulkach
ulubionych zespołów; oczywiście przeważały koszulki Myrath oraz
Beast in Black, ale nie zabrakło też i innych zespołów. Już
wtedy wiedziałem, że nie ma zbyt wielkiej szansy dostać się pod
samą scenę. Zwłaszcza z Młodą. A ryzykować nie zamierzałem.
Stanęliśmy za to przy barierkach otaczających konsolę. Widok był
w miarę do zaakceptowania.
Ale cóż to wpadło w moje skromne
oczęta? Z prawej strony od sceny, standardowo, rozstawione były
stoiska z merchem zespołów. Nogi same zaprowadziły mnie do stoiska
z gadżetami zespołu Myrath (w końcu obie płyty Beast in Black już
tuliłem od dłuższego czasu). No nie mogłem sobie odmówić tej
przyjemności i przytuliłem też dwie płyty Myratha – Legacy
(2016) oraz Shehili (2019). Przy okazji dowiedziałem się, że po
zakończeniu koncertu zespół przyjdzie do stoiska, przywitać się
z fanami i podpisać wszystko o co poproszą. Ten fakt strasznie mnie
ucieszył! Czyżby udało się zdobyć podpisy na koszulce obu
zespołów? Marzenia...
W końcu nadeszła ta długo
wyczekiwana chwila. Myrath wyszedł na scenę i dał wspaniały
metalowy popis. Przyznam, że pomimo poznania zespołu dosyć
niedawno bardzo przypadł mi do gustu ich styl i muzyka. Przyjemnie
się ich słuchało.
A jak się okazało dopiero podczas
powrotu do domu – Kasia wręcz zafascynowała się albumem Shehili.
Słuchaliśmy tej płyty niemalże non stop. Chłopaki zrobili coś
fantastycznego na tym krążku.
Kiedy zespół kończył swój występ,
wokalista – Zaher Zorgati – powiedział coś, co mnie mega
uradowało. Powiedział, że po zakończeniu występu on i cały
zespół wyjdą spotkać się z fanami przy swoim stoisku! Jest! Będę
miał podpisy Myratha na koszulce! No i rzecz jasna płyty!
O czym wspomnieć muszę to bardzo
zaskakujące zagranie Zahera. Podczas jednej z piosenek, frontman
wyszedł ze sceny i kilka linijek tekstu śpiewał chodząc po...
barze! Spodobało mi się to zagranie. Nieoczekiwane i całkiem
interesujące.
Utwory, które zespół zagrał to:
1. Born to Survive;
2. You've Lost Yourself;
3. Dance;
4.Darkness Arise;
5. Wicked Dice;
6. Monster in My Closet;
7. Believer;
8. No Holding Back;
9. Beyond the Stars.
Szkoda, że nie zagrali utworu, który
złapał mnie za serce, i który strasznie przypadł mojemu gustowi.
Szkoda, że nie zagrali Endure the Silence... ale nie można mieć
wszystkiego, jak to mówią.
Gdy zespół skończył i zszedł ze
sceny ekipa od razu zajęła się zmianą scenerii. Na pokład
wjechały dwie duże czaszki, dwa mikrofony z czaszkami oraz wrota do
piekieł... też z czaszkami. Ogólnie rzecz ujmując zaroiło się
na scenie od czaszek.
Jak tylko czas oczekiwania dobiegł
końca na scenę wyszły bestie. Od razu walnęli z gruber rury i
publika niemal oszalała! Dali tak potężnego czasu, naładowali nas
tak dużą ilością pozytywnej energii, że czułem się dosłownie,
jak ta przysłowiowa ryba w wodzie. Nawet chwilowe zwolnienie rytmu
dzięki Oceandeep nie
ostudziło publiki. Zaraz po tym ponownie uderzyli w kocioł z
jeszcze większą energią. Genialnie się chłopaki spisali. I
zagrali utwór, dzięki któremu ich poznałem!
Utwory, które
zagrali to:
1. Cry Out for a
Hero;
2. Unlimited Sin;
3. Beast in Black;
4. Eternal Fire;
5. Blood of a Lion;
6. The Fifth Angel;
7. True Believer;
8. Heart of Steel;
9. Born Again;
10. Repentless;
11. Oceandeep;
12. Die by the
Blade;
13. No Surrender;
14. Crazy, Mad,
Insane;
15. Sweet True
Lies;
16. From Hell With
Love;
17. Blind and
Frozen;
18. End of the
World.
Kiedy chłopaki
skończyli już grać, udaliśmy się na miejsce spotkania z
supportem. Młoda założyła na siebie koszulkę, a ja wziąłem
płyty i stanęliśmy w kolejce. Niestety w pewnej chwili zrobił się
taki tłok, że trzeba było się przeciskać, żeby chociaż na
chwilę zwrócili na nas swą uwagę. Chyba tylko jeden z ekipy
Myratha nie uklęknął przed Młodą, żeby dać autograf, pozostali
na jedno kolano, ale uklęknęli.
Tutaj poczułem coś
dziwnego... nie wiedząc czemu (sam nie potrafię na to pytanie
odpowiedzieć) nie zrobiliśmy sobie z nimi ani jednego zdjęcia.
Nawet takie, które byłoby tak bardzo rozmazane, że nie nadawałoby
się do niczego. Po prostu, podziękowaliśmy za występ, za
podpisanie płyt i koszulki, po czym odwrót na pięcie i kierunek
wyjście.
Tak sobie teraz
myślę... że być może przez ten tłok, który tam był? Nie
chciałem narażać Młodej? Sam nie wiem.. nie ważne... ważne, że
koszulka podpisana.
Na sam
koniec powiem coś, czego wybaczyć sobie nie mogę. Byłem w tym
roku na czterech różnych koncertach (pomijam festiwale) i po każdym
występie czekałem co najmniej dwie godziny przy autokarze na
zespół. A tutaj... tutaj nie... nie mam pojęcia, czy dałem się
zwieść pani, która przy stoisku Myratha powiedziała, że „zespół
[Beast in Black] nie wychodzą do fanów(...)”.
To zdanie tak bardzo zbiło mnie z tropu, że kompletnie wyleciało
mi z głowy cierpliwe czekanie na zewnątrz.
Po prostu wyszliśmy
z klubu, udaliśmy się do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną do
domu. Nawiasem mówiąc, całą drogę nie mogłem sobie tego
wybaczyć, że dałem się zwieść złej informacji. Gorzej jak
amator.
Ale... przynajmniej
mam podpisy Myratha na koszulce, mam dwie ich płyty (również
podpisane) oraz mam co wspominać. A koncerty był wyśmienity. Już
nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z Yannisem i jego
bestiami. Zobaczymy się raz jeszcze, tym razem na kolejnej edycji
Mystic Festiwalu 2020 już w czerwcu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz