21.08.2019
Z wizytą u księcia Siemowita III
Dawno nie było jakiejś
wycieczki krajoznawczej. Ale dzięki Młodej, która wyszła przed
szereg udało się nadrobić tę zaległość. Wszystko niestety
dzięki poprzedniej nie do końca udanej (dla Młodej) wycieczce do
stolicy z dziadkami, gdzie bardzo chciała spotkać się z koleżanką,
z którą od dłuższego czasu korespondowały.
Jako dobry braciszek
zgodziłem się, że umożliwię im drugie spotkanie. Warunek jaki im
postawiłem był taki, że musiały się dogadać co do terminu i
miejsca. Pomyślałem, że skoro lubię jeździć i zwiedzać, a one
bardzo chciały się jeszcze raz spotkać... to czemu miałbym im w
tym nie pomóc?
Dobra, termin uzgodniony,
miejsce też. Ruszamy w trasę...
320km, 4 i pół godziny,
tuż nad Warszawą – taki był plan. Nie planowaliśmy żadnych
międzylądowań, jedynie co jakiś czas na stacjach paliw, żeby
rozprostować nogi, coś wszamać i zrobić szybkie siku.
Jadąc przez pola, wsie i lasy droga nam się strasznie dłużyła. Bez dodatkowych atrakcji, ale mimo wszystko ekscytacja była.
Na miejsce spotkania –
u bram zamku – dotarliśmy jakoś chwilę przed 14:00 i nie
musieliśmy czekać zbyt długo na koleżanki Młodej. Przywitanie,
przedstawienie i chwila zasłużonego odpoczynku na pobliskiej
ławeczce.
Ale ile można siedzieć
bezczynnie na jakiejś ławeczce? Skoro przejechaliśmy taki kawał
drogi, to czemu nie skorzystać i postawić stopy w jakimś ciekawym
i interesującym miejscu? A przy okazji, skoro tuż obok stoi Zamek
Książąt Mazowieckich to trzeba go zwiedzić. Dziewczyny, jak to
dziewczyny, swoje emocje schowały głęboko w kieszeni i ani
myślałby podzielić się choć odrobiną własnego zdania, czy
chcą, czy nie, czy jak? Ale nogi z chęcią prowadziły je w
kierunku drzwi wejściowych.
Kupiliśmy bilety, ale Pani powiedziała, że musimy zaczekać chwilę, aż inna Pani przewodnik skończy oprowadzać poprzednią grupę. Nie ma sprawy! Wykorzystaliśmy ten czas na zapoznanie się z salą multimedialną, gdzie w stolik dosłownie ktoś wmontował ekran dotykowy, na którym mogliśmy zapoznać się z historią zamku – całkiem fajny pomysł.
Krótko na temat samej
historii zamku...
Zamek został wybudowany
na przełomie XIV i XV wieku, choć nie wszyscy badacze są zgodni
(spotkałem się z kilkoma datami rozpoczęcia budowy!). Zamek
powstał z inicjatywy księcia Siemowita III, z linii Piastów
Mazowieckich.
Zamek był praktycznie
nie do zdobycia i nigdy nie został zajęty przez wrogów, chociaż
takie próby podejmowali Krzyżacy, czego dowodem są znalezione w
fosie zamkowej, w trakcie badań archeologicznych, dwa miecze i inne
fragmenty uzbrojenia rycerzy zakonnych.
Największy okres świetności zamku to panowanie księcia Janusza I, syna Siemowita, którzy po klęsce Krzyżaków pod Grunwaldem w 1410 roku przebudował zamek ciechanowski na swą rezydencję, stawiając okazały budynek mieszkalny, podnosząc poziom dziedzińca o 1,5 m oraz kładąc ozdobny bruk. Podniesiono wieże i mury do 7 m (poprzednio 5), wzmocniono mury zamku 5 metrowej szerokości wałem gliniano-ziemnym umocnionym drewnianą palisadą i wykopano 18 m. szerokości fosę, której brzegi wyłożono balami dębowymi o długości ponad 5 m. Zaplecze gospodarcze zamku (stajnie, chlewy, obory) było umieszczone poza jego murami, na olbrzymiej platformie drewnianej, na którą się wchodziło z furty zachodniej (dzisiejsza brama główna). Na południe od zamku, na wysokiej skarpie, Janusz I ulokował w 1400 r. nowe miasto Ciechanów z prostokątnym rynkiem, otwartym na okazałą rezydencję książęcą.
Największy okres świetności zamku to panowanie księcia Janusza I, syna Siemowita, którzy po klęsce Krzyżaków pod Grunwaldem w 1410 roku przebudował zamek ciechanowski na swą rezydencję, stawiając okazały budynek mieszkalny, podnosząc poziom dziedzińca o 1,5 m oraz kładąc ozdobny bruk. Podniesiono wieże i mury do 7 m (poprzednio 5), wzmocniono mury zamku 5 metrowej szerokości wałem gliniano-ziemnym umocnionym drewnianą palisadą i wykopano 18 m. szerokości fosę, której brzegi wyłożono balami dębowymi o długości ponad 5 m. Zaplecze gospodarcze zamku (stajnie, chlewy, obory) było umieszczone poza jego murami, na olbrzymiej platformie drewnianej, na którą się wchodziło z furty zachodniej (dzisiejsza brama główna). Na południe od zamku, na wysokiej skarpie, Janusz I ulokował w 1400 r. nowe miasto Ciechanów z prostokątnym rynkiem, otwartym na okazałą rezydencję książęcą.
Za panowania następnych
książąt zamek był ważnym punktem administracji Księstwa
Ciechanowskiego, miejscem rokowań międzynarodowych oraz twierdzą,
w której przechowywano skarbiec książęcy.
Po śmierci Janusza II w
1495 r. zamek zaczął się chylić ku upadkowi, a po włączeniu
Mazowsza do Korony w 1526 r. całkowicie stracił na swym znaczeniu i
pod rządami starostów królewskich powoli popadał w ruinę.
Pewne próby remontu zamku były prowadzone za królowej Bony (żony Zygmunta Starego Jagiellończyka), która władała zamkiem w ramach tzw. wdowiej oprawy. Po jej wyjeździe z Polski w 1556 r. więcej takich działań nie podejmowano.
Pewne próby remontu zamku były prowadzone za królowej Bony (żony Zygmunta Starego Jagiellończyka), która władała zamkiem w ramach tzw. wdowiej oprawy. Po jej wyjeździe z Polski w 1556 r. więcej takich działań nie podejmowano.
W połowie XVII w., w
czasie „potopu szwedzkiego” zamek został zajęty przez Szwedów
i spalony, tak jak i Ciechanów. Od tego czasu był już ruiną,
położoną za miastem, na rozległych, zabagnionych łąkach.
Po II rozbiorze, w 1803
r., Prusacy, którzy władali znaczna częścią Mazowsza rozebrali
zabudowania wewnątrz zamku, z pozyskanej cegły budując browar w
Opinogórze. Na szczęście pozostawili mury zewnętrzne, których
nie byli w stanie naruszyć.
Ruiny zamku w XIX w.
przyciągały malarzy, pisarzy i poetów, którzy pozostawili nam
bardzo ciekawe opisy oraz rysunki zamku.
W latach 60. XX w.
rozpoczęto proces odbudowy zamku, który w końcu stał się
obiektem muzealnym, o charakterze „trwałej ruiny”, z niewielką
ekspozycją muzealną na basztach i w zrekonstruowanej piwnicy
zamkowej tzw. „sali gotyckiej”.
W 2005 r. Muzeum Szlachty
Mazowieckiej w Ciechanowie, ogłosiło konkurs na rewitalizacje
zamku, chcąc ożywić obiekt wpisując w starożytne mury nowoczesną
architekturę i funkcje. Nie można bowiem, zamku zrekonstruować w
jego historycznym kształcie, gdyż brak jest jakichkolwiek jego
rysunków z okresu średniowiecza i renesansu.
Badania archeologiczne
prowadzone w latach 2007 – 2008 przyniosły nadspodziewane
rezultaty, okazało się bowiem, że w najniższych warstwach pod
dziedzińcem zamkowym odsłonięto drewniane i kamienno-ceglane
konstrukcje z końca XIII w.!
Współczesna historia
pisze na nowo dzieje Zamku Książąt Mazowieckich w Ciechanowie.
Drugą atrakcją było
pomieszczenie-muzeum. Nie było to jakieś bardzo duże
pomieszczenie, ale eksponaty, które tam widzieliśmy były już
warte swojego miejsca; jak chociażby topór ciesielski z 1290 roku,
fragment okna, czy wiele innych narzędzi czy uzbrojenia. Nie
zabrakło tam też informacji na temat samego zamku.
Pierwsza część
zwiedzania za nami, czas wyjść na dziedziniec. Na dziedzińcu
przywitały nas duże fotografie z wcześniejszych wykopalisk
archeologicznych, kamień, na którym widniały nazwiska polskich
patriotów, którzy zostali zamordowani przez powieszenie 17 grudnia
1942 roku a także biało czerwona taśma, dzieląca dziedziniec na
pół. Domyślałem się, że albo po drugiej stronie prowadzone są
wykopaliska archeologiczne, albo renowacje murów. Cóż, i tak
mieliśmy do dyspozycji połowę dziedzińca.
Na szczęście Pani przewodnik okazała się osobą punktualną i zaledwie chwilę po 15 zaprosiła nas na wędrówkę zamkowymi komnatami. Szliśmy to w górę, to po zamkowym murze, to w dół przez „300 lat niezależnego Mazowsza”. Wystawa ta jako pierwsza przypomina te 300 lat historii niezależnego Mazowsza. Jest to pierwsza w Polsce wystawa, kompleksowo poświęcona dziejom niezależnego Mazowsza i najważniejszym wydarzeniom, które je ukształtowały.
Sięgająca swym
rozmachem od rządów księcia Konrada Mazowieckiego, kończąc się
zaś w roku 1526, kiedy to po śmierci ostatnich książąt
mazowieckich – Janusza III i wcześniej Stanisława – ziemie te
zostały inkorporowane do Polski, a Księstwo zniknęło z map
Europy.
W pierwszej wierzy w
ostatniej komnacie Pani przewodnik opowiedziała nam legendę o
pieskim duchu, która nawiasem mówiąc bardzo jest zbliżona do
legendy o piekielnym psie z zamku w Bobolicach. A i nie zapominajmy o
zamku w Ogrodzieńcu, gdzie również pod osłoną nocy można
spotkać niebezpieczne, piekielne bydle. Groźne pupile miała
szlachta i książęta w czasach średniowiecznych.
Jeśli wierzyć legendzie
to nocny spacer po ciechanowskim zamku może przysporzyć spotkaniu
ducha czarnego psiaka. Jego ujadanie jest w stanie momentalnie
wstrzymać akcję serca. Zatem osoby o słabszym sercu lepiej żeby
nie urządzały sobie spacerów po zachodzie słońca.
Podobno jest to duch
rycerza Sulimira, który za występne życie został ukarany postacią
czarnego brytana. Według legendy można go odczarować, jedynie
wystarczy mieć dość odwagi i pogłaskać psiaka. Trzeba przy tym
być też prawym człowiekiem, bezinteresownie pomagającym innym
ludziom. Taki śmiałek zostanie nagrodzony i otrzyma skarby ukryte
gdzieś w podziemiach zamku; a być może i skosztuje wyśmienitego
miodu.
Z kolei inna legenda związana z czarnym psem, mówi o czerwonych ognikach. Pojawiają się one czasami przy zamku, jakby obudzone szczekaniem psa. Powiadają, że są to duchy szwedzkich żołnierzy, którzy w czasie potopu szwedzkiego zniszczyli i ograbili ciechanowski zamek. Wtedy, podczas libacji, upili się i wzniecili pożar na zamku. Przerażeni próbowali uciec, ale chłopi z okolicznych wsi, szukający sposobności by ich dopaść, uzbrojeni w widły i kosy, wybili ich co do jednego. Ciała Szwedów zakopali w pobliżu zamku. Możliwe jest więc, że te ogniki to duchy „czerwonych diabłów” - jak nazywano szwedzkich żołnierzy, od czerwonego koloru spodni.
Ciekawostką była
opowieść o sąsiadującej z zamkiem rzeczką i o pochodzeniu jej
nazwy. Otóż, razu pewnego zamek odwiedziła pewna księżniczka
(imienia zapomniałem) i postanowiła, że wykąpie się w tejże
rzeczce. Kiedy księżniczka podniosła suknie do góry i odsłoniła
swoje nogi, nie wiedziała, że w pobliżu czai się rybak, który
cieszył oczy widokiem pięknej kobiety. Kiedy spostrzegł jej nagie
łydki wrzasnął na całe gardło: „Ale łydy ma!”. Stąd
wzięła się nazwa rzeki – łydyma,
która z czasem została zmiękczona i obecnie nosi nazwę –
łydynia. Ot, taka
ciekawostka przyrodniczo historyczna.
W
drugiej wieży mieściły się tylko lochy oraz wysokie, kręte
schody. Na dole przywitał
nas manekin-więzień siedzący na pieńku w
szalenie zachęcającej do rozmowy pozie. Widząc obok drugi, wolny
pień, postanowiłem, że skorzystam z zaproszenia. Czym prędzej
pognałem i rozsiadłem się wygodnie na siedzisku. Od razu słuchając
intrygującej opowieści więźnia. Wszyscy, którzy byli obecni –
Pani przewodnik, Młoda z koleżankami oraz małżeństwo, które
ruszyło z nami w tę wędrówkę – jak jeden mąż zaczęli się
ze mnie śmiać, kiedy żywo reagowałem na opowieść współwięźnia.
Kiedy Pani przewodnik i
przekrzykujący ją więzień skończyli swoje opowieści
podziękowałem i wyszliśmy z wieży, kończąc tym samym wycieczkę
przez 300 lat zamkowej historii.
Następnie,
kiedy zamek mieliśmy już zwiedzony, postanowiliśmy, że
przejdziemy się po mieście. Miasteczko całkiem przyjemne dla oka.
Ostatnie
dwie godziny tego spotkania przesiedzieliśmy na ławeczce – tam
gdzie zaczęliśmy dzień, tam też i dzień zakończyliśmy. To były
jedne z najdłuższych godzin, jakie tam spędziłem. Dziewczyny
oczywiście z nosami niemal przyklejonymi do swoich telefonów, co
jakiś czas tylko wymieniały krótkie zdania a ja siedziałem po
prostu obok. Ale w końcu
nadeszła ta chwila i spotkania nadszedł kres. Pożegnaliśmy
koleżanki Młodej i ruszyliśmy w długą podróż z powrotem w
rodzinne strony.
Mimo
wszystko wyprawa było świetna. Młoda mogła spędzić z koleżanką
czas, przy okazji skorzystaliśmy z okazji zwiedzenia kolejnego –
lecz nie ostatniego – zamku w naszym pięknym kraju. Ale
nie czas jeszcze siadać w fotelu. Przed nami jeszcze niezliczona
ilość zamków i innych atrakcji, które mam zapisane, gdzieś w
odmętach, i które za życia chciałbym poznać. Czas przymierzać
się do następnych eskapad w Polskę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz