sobota, 12 października 2019

Rozdział 9


Podziemia zamku Książ

3 dzień października 2019


Tę wycieczkę planowałem od dłuższego już czasu – na równi z wyprawą na Malbork. Jednak wciąż coś się pojawiało, co utrudniało realizację tego planu. Do teraz. Uznaliśmy – z moją Kasią i Młodą, że Malbork odłożymy na wakacyjny urlop a teraz wyskoczymy sobie na Wałbrzych do owianego sporą ilością mrocznych tajemnic zamku Książ.

Plan był prosty. Do celu mieliśmy niewiele ponad 300km, to i po drodze coś wypadałoby zobaczyć. Wybór padł na coś to na mapach Googla nazwane było „Dawny Zamek Wieluński”. Pomyślałem, że brzmi zachęcająco. Drugim przystankiem był Zamek Książąt Oleśnickich. Następnie prosta już droga do zamku Książ.

Trasa zaplanowana, zatem nie pozostało nam nic innego jak wyznaczyć datę i ruszyć. W drogę!






















Wstaliśmy niespiesznie i gdzieś w okolicach 9:00 ruszyliśmy ku przygodzie. Pierwszy przystanek – Dawny Zamek Wieluński – jak się okazało już na miejscu okazał się niewypałem. Gdyż ktoś postanowił urządzić w nim urząd miasta... Cóż, tak bywa, kiedy nie sprawdzi się konkretnie danego miejsca tylko pójdzie się na żywioł. Mimo to przystanek wcale nie był taki zły.


Przede wszystkim dlatego, że zobaczyliśmy miejsce pierwszego ataku niemieckiego Luftwaffe Polskę. Przeprowadzony 1 września 1939 roku o godzinie 4:00 zniszczył miasto o 700-letniej historii. W tym miejscu są teraz fundamenty zniszczonego kościoła oraz dzwon. Więc może zamku nie było, ale dane nam było zobaczyć coś znacznie ciekawszego.


Następnym przystankiem w dzisiejszej wyprawie był Zamek Książąt Oleśnickich. Tutaj nie było takiej niespodzianki jak poprzednio. Zamek, że zamek. Jako ciekawostkę muszę przytoczyć, że Pani z obsługi uznała naszą trójkę za rodzinę. Wchodząc do pierwszego pomieszczenia – komnaty tortur – Pani powiedziała, że córka może trochę potorturować rodziców. Nie ukrywam zaśmiałem się nieco, ale nie chciałem wyprowadzać tej Pani z błędu. Nikt nie miał nic przeciwko takiemu określeniu naszej gromadki. A córcia miała by na czym nas torturować. Krzesło inkwizytorskie, gąsior (mylnie zwany dybami), klatka przyczepiona do sufitu, miecze, topory, kajdany... Jedynie wyobraźnia mogłaby ją powstrzymywać od wymyślnych tortur na swoich nowych rodzicach... na samą myśl aż mnie tyłek boli od tego krzesełka...










Następnie udaliśmy się w dalsze komnaty, gdzie przywitał nas... ni to dzik, ni to łoś.. wiszące na schodach trofeum z polowania. A po wejściu nad kominkiem kolejne trofeum – słonia. W ostatnim pomieszczeniu mieliśmy okazję obejrzeć wystawę poświęconą marszałkowi Piłsudskiemu, gdzie poza mundurem i szablą, w gablotach była niezliczona ilość medali oraz kilka banknotów z okresu dwudziestolecia międzywojennego.












Zamek Książąt Oleśnickich to murowana siedziba zbudowana prawdopodobnie w latach dwudziestych XIV wieku z inicjatywy księcia Konrada I Namysłowskiego. Wzniesiony został na miejscu gotyckiej warowni z XIII wieku. Zamek był siedzibą książąt oleśnickich do XIX wieku.








Jak już skończyliśmy zwiedzać drugą atrakcję wycieczki Młoda zrobiła się głodna i zażądała, byśmy zatrzymali się na pobliskiej stacji, bo ona ma smaki. No cóż zrobić... zrobiliśmy tak, jak chciała i całą drogę później była już zaspokojona.

Do celu naszej wyprawy dotarliśmy kilka minut przed 15:00. Spóźniliśmy się najwyżej 5 minut żeby załapać się na zwiedzanie zamku z przewodnikiem. Przez to zamek zwiedziliśmy sami, na własną rękę. Za to, jeśli chcieliśmy się załapać na zejście do podziemi i wysłuchanie przewodnika, musieliśmy stawić się najpóźniej o kilka minut przed 16:00 przy wejściu. Mieliśmy zatem niepełną godzinę na zwiedzenie i zapoznanie się z samym zamkiem. Trochę słabo, ale pewna część ciekawości została poskromiona.






Krótko o historii zamku Książ...
Według legendy w miejscu tym, przed wiekami warowną siedzibę wzniósł cesarski Rycerz Funkenstein. Będąc młodym giermkiem podarował on swemu władcy worek czarnych kamieni, zwanych później węglem. Obdarowany tak był zachwycony prezentem, że w nagrodę awansował owego młodzieńca na swego Rycerza i nadał mu imię Funkenstein.

Zobowiązał go również do wybudowania w miejscu owego cennego znaleziska, obronną budowlę, która miała pełnić rolę Strażnicy granicznej, między Śląskiem a Czechami. Pierwotna warownia obronna, wzniesiona pod koniec XIII wieku, przez piastowskiego Księcia Bolka I, zwanego Surowym, z czasem stała się rezydencją książęcą. Zamek, nazywany „Kluczem Śląska”, miał duże znaczenie strategiczne, gdyż zabezpieczał drogi handlowe ze Śląska do Czech.

Zbudowany na skalnym cyplu, wznoszącym się na wysokość 395 m n.p.m., otoczony jest głęboką doliną. Swoim położeniem i majestatycznym pięknem zachwyca wszystkich, którzy zawędrują w te strony. W początkach swego istnienia Książ bardzo często zmieniał właścicieli . Dopiero w 1509 roku Zamek i otaczające go dobra oddane zostały w ręce Konradowi von Hochberg i ta rodzina utrzymywała go w posiadaniu przez kolejne trzy wieki.

W swojej przedwojennej historii Książ przeżył dwie wielkie przebudowy. Pierwsza , tzw. barokowa przypadła na początek XVIII wieku , czyli na czasy panowania Konrada Ernsta Maksymiliana von Hochberg. Wtedy powstała monumentalna, wschodnia fasada z głównym wejściem, salony barokowe ze wspaniałą Salą Maksymiliana.

Druga rozbudowa Zamku przypadła na początek XX wieku. Ówczesny właściciel Książa – Jan Henryk XV von Hochberg, był dziedzicem ogromnej fortuny, w skład której, oprócz Książa, wchodziły m.in: Wałbrzych, Pszczyna, 13 kopalń węgla kamiennego, elektrownie, koksownie, kamieniołomy , browary w Tychach i wiele więcej. Hochberg za punkt honoru postawił sobie przekształcenie Zamku Książ w okazałą rezydencję magnacką. Powiększono go o – północne i zachodnie, do którego dobudowano dwie wieże.

Jednak wybuch I Wojny Światowej, kryzys gospodarczy, oraz problemy osobiste Hochbergów nie pozwoliły na dokończenie przebudowy i przyczyniły się do krachu finansowego rodziny .

Hochbergowie musieli opuścić Książ, ich dobra przeszły pod zarząd komisaryczny, a w 1941 roku uległy konfiskacie na rzecz Rzeszy Niemieckiej.

Żoną Jana Henryka XV von Hochberg, była Księżna Maria Teresa Oliwia, zwana Księżniczką Daisy.

Jakoś udało się zwiedzić cały zamek w niepełną godzinę. Choć i tak pewien niedosyt pozostał... Wyczuwam powrót do Książa na wiosnę.

Ale dotarliśmy do miejsca, z którego ruszyliśmy w drugą część zwiedzania – podziemia zamku Książ oraz historia projektu Riese.

Udaliśmy się całą grupą jakieś sześć pięter pod ziemię, gdzie ukazały się przed nami pozostałości podziemnego kompleksu. Ogromny rozmach wywarł na mnie piorunujące wrażenie.










Krótko o historii projektu Riese...
Gdy w 1942 r. nasiliły się alianckie naloty bombowe Hitler podjął decyzję o budowie swojej nowej kwatery głównej. Wybór lokalizacji padł na Dolny Śląsk, bardzo długo uważany za rejon bezpieczny, gdyż do 1943 r. był poza działaniami militarnymi. W dodatku na tym obszarze zostało zlokalizowanych wiele zakładów kluczowych dla niemieckiego przemysłu. Wszystkie te czynniki sprawiły, że to właśnie tutaj wówczas powstał projekt utworzenia potężnych bunkrów i budowli podziemnych wydrążonych w Górach Sowich, a na Zamku Książ samej głównej kwatery Hitlera, która miała stać się siedzibą Ministerstwa Spraw Zagranicznych III Rzeszy. Zamierzenie utworzenia ogromnych podziemnych budowli otrzymało kryptonim „Riese” (z niem. Olbrzym) i jest uważane dzisiaj za największy projekt górniczo-budowlany hitlerowskich Niemiec


Koordynowaniem tych prac zajmowała się początkowo Śląska Wspólnota Przemysłowa, jednak zbyt wolny ich postęp sprawił, że już na przełomie marca i kwietnia 1944 nadzór nad budową przejęła paramilitarna Organizacja TODT. Ponieważ do realizacji tak wielkiego przedsięwzięcia niezbędne były duże nakłady siły roboczej, dla przyspieszeniu prac wykorzystano więźniów obozu koncentracyjnego Gross - Rosen. Riese stało się przyczyną i tłem dla ogromnego nieszczęścia ludzkiego: na plac budowy w Książu zostało skierowanych tysiące ludzi, którzy pracowali w nieludzkich warunkach i ponad siły.


Przedsięwzięcie budowlane o takim rozmachu wymagało także dużych nakładów finansowych. Była to najkosztowniejsza budowa obiektów strategicznych ówczesnych Niemiec. Wedle danych z września 1944 produkcja tych schronów miała pochłonąć 150 milionów marek. Na projekt Riese zużyto więcej betonu niż przyznano w 1944 roku na budowę schronów przeciwlotniczych dla ludności cywilnej.


Pod zamkiem wydrążone zostały podziemia na głębokości 15 i 50 m. Projekt schronu przeciwlotniczego pod Książem uwzględniał pokonanie około 35-metrowej wysokości pomiędzy przejściem podziemnym na poziomie tarasów południowych a zasadniczym poziomem podziemi. Dlatego też niezbędne było wykonanie szybu komunikacyjnego o takiej wysokości. W tym celu zrobiono wykop na dziedzińcu honorowym o głębokości około 50 m. W górnej części miał on 25 m długości i 19 m szerokości. W szybie umiejscowiona miała zostać duża winda (prawdopodobnie mieszcząca samochód osobowy). Przez kilkanaście lat po wojnie wykop przed zamkiem pozostawał w takim stanie jak w chwili zaprzestania robót. Dopiero na początku lat 60-tych podjęto decyzję o jego zasypaniu.


Prace związane z drążeniem podziemi pod zamkiem zostały wykonane tylko w części. Przed wkroczeniem Armii Czerwonej wiele podziemnych konstrukcji zostało zniszczonych, a tunele do nich prowadzące zostały zamaskowane albo nawet wysadzone.


Badacze zajmujący się tą tematyką do dziś dyskutują nad przeznaczeniem podziemi w Książu. Być może miały być to schrony dla Führera i jego najbliższych, laboratoria chemiczne lub biologiczne. Zakłada się, że to co znamy obecnie, jest tylko częścią całości podziemi, świadczy o tym czas trwania budowy, a także zainwestowane siły i nakłady.


Dziś sama powierzchnia znanych nam podziemi wynosi ponad 3000 m². Według historyków prawdopodobnie w zamaskowanych korytarzach ukryte zostały cenne depozyty zamkowe i muzealne, które zaginęły w wojennej zawierusze.


Podejrzewa się, że może to być również ważne miejsce pamięci historycznej i znajdują się tam masowe mogiły pracujących tu więźniów.


Przyznam się, że nie spotkałem do tej pory historii, która tak by mnie zaciekawiła i zaintrygowała. Jest tam więcej pytań niż odpowiedzi. Na wiosnę będę musiał skoczyć też i w okolice Gór Sowich.


Ale dzięki temu, że wyszliśmy w tym samym miejscu, mogliśmy wrócić raz jeszcze na zamek. Powodem był mały sklepik w zamku. Nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności i musiałem przytulić dwa pięknie wyglądające kielichy. Musiałem oczywiście nakarmić moją numizmatyczną cząstkę i nabyłem też dwie monety.


Cóż, mimo krótkiego spaceru po zamku – trochę w pośpiechu, tu uważam, że dawno nie gościłem w tak pięknej i owianej tajemnicą budowli. O tych tajemnicach będę musiał jeszcze poczytać i poszperać, żeby za drugim razem spojrzeć na to nieco inaczej.


A póki co, po dniu pełnym wrażeń, wracamy do domu. Zobaczymy co mi się następnym razem uwali w tej małej główce.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz