czwartek, 17 października 2019

Rozdział 10

Cradle of Filth & ACOD (support)


29 dzień kwietnia 2019



Długo rozmyślałem, czy poszerzyć tematykę bloga również na relację z koncertów. Dużo ich co prawda nie było, bo miałem sporą przerwę w koncertowaniu, jednak w tym roku – po sporej dozie zmian – postanowiłem wznowić tę przyjemność. Bo jednak muzyka na żywo, podczas koncertu, zdecydowanie różni się od tej płynącej z głośników.

W końcu znalazłem zespół, na koncert którego udam się wznawiając przygodę z koncertowaniem. Wybór padł na brytyjski blackmetalowy zespół Cradle of Filth. Koncert odbył się 29 kwietnia w warszawskim klubie Progresja, w ramach trasy koncertowej Lustmord and Tourgasm.



Wybór nie był przypadkowy, ponieważ był to koncert chwilę przed majówką i akurat miałem wtedy urlop zakładowy. Była to okazja zbyt kusząca, by z niej nie skorzystać.

Przy okazji wpadłem też na pomysł nieco lepszej pamiątki niż sam bilet. Posiłkując się pomysłem sprzed 10 lat, jadąc na koncert zespołu Sabaton, że zdobędę autografy zespołu na specjalnie przygotowanej do tego koszulce. Tak też zrobiłem tym razem. Przygotowałem białą koszulkę, na której nadrukowałem, w tym samym układzie, logo zespołu, datę oraz miejsce. Uzbroiwszy się we własny „niezbędnik” (czyt. bilet, koszulka i marker) wyruszyłem w drogę do stolicy.

Koncert miał się rozpocząć otwarciem bram o 18:30 a na miejscu byłem już o godzinie 14:00. Dzięki temu udało mi się zaparkować bardzo blisko drzwi.

Po jakichś czterech godzinach czekania, gotowania się wręcz na pełnym słońcu w czarnym uniformie, wreszcie nadeszła ta długo wyczekiwana chwila – otwarcie bram. Nagle, znikąd, pojawił tłum fanów, którzy – ku mojemu strasznie pozytywnemu zaskoczeniu – ustawili się w kolejce. Nikt się nie pchał, nie było żadnych szturchań czy czegoś w tym stylu. Z pełną kulturą wszyscy weszli do klubu. Po tak dużej przerwie, był to dla mnie straszny szok – oczywiście pozytywny.

 






Po wejściu do klubu od razu ruszyłem pod scenę... teraz tylko wystać swoje i zaczekać aż zacznie się zabawa. Strasznie nie lubię na coś czekać.. zwłaszcza, kiedy mam wrażenie, że minuta trwa godzinę.


Ale w końcu się doczekałem i support zaczął powoli wychodzić na scenę. Supportem był francuski blackmetalowy zespół ACOD. Było to moje pierwsze spotkanie z tym zespołem, więc zbyt wiele na ich temat powiedzieć nie mogę, ale przyznam, że grali przyjemnie i chyba rozgrzali publiczność przed głównym gościem.


Jak szybko zaczęli tak szybko skończyli... i znów na scenie zapanowała cisza. Chłopaki z obsługi krzątali się zbierając sprzęt i szykując kolejny dla gwiazdy wieczoru. Wnieśli też statyw na mikrofon dla Daniego, który widać było, że do lekkich nie należy, ale jest uroczy. Kiedy wszystko było już przygotowane a w powietrzu dało się niemal dostrzec, że jeszcze kilka chwil i zacznie się akcja – tłum zaczął skandować. I stało się!


Wyszli! Pierwszym utworem był Thirteen Autumns and a Widow. W pierwszych chwilach sam nie mogłem uwierzyć, że widzę ich na żywo. Nawet teraz, po tych kilku miesiącach, które upłynęły nadal na samą myśl mam ciarki na plecach, kiedy Dani wyszedł w pelerynie z kapturem, który zakrywał mu twarz. Zrobił tym na mnie ogromne wrażenie.

 


Łącznie Cradle of Filth zagrali 12 utworów. Zagrali:

1. Thirteen Autumns and a Widow
2. Cruelty Brought Thee Orchids
3. Beneath the Howling Stars
4. Desire in Violent Overture
5. The Twisted Nails of Faith
6. Bathory Aria: Benighted Like Usher / A Murder of Ravens in Fugue / Eyes That Witnessed Madness
7. Lustmord and Wargasm (The Lick of Carnivorous Winds)
8. Malice Through the Looking Glass
9. Heartbreak and Seance
10. Wester Vespertine
11. Saffron's Curse
12. From the Cradle to Enslave


 

 Koncert był genialny. Przypomniał mi tym samym, że jest to krótka chwila dla której warto żyć. Kocham metal i na każdym koncercie umacniam się w tym przekonaniu. Ale najfajniejsze zaczęło się dopiero po.

 

 

Jak tylko skończyli grać i tłum niechętnie zaczął rozchodzić się w kierunku wyjścia, udało mi się prześlizgnąć i w miarę szybko wydostać na zewnątrz. Teraz znowu przyszło mi czekać, aż zespół ochłonie, ogarnie się i wyjdzie do swoich fanów dać podpisy, narobić zdjęcia i najnormalniej przybić piątkę. Udał mi się stanąć przy samych drzwiach bocznych, przy których stał ochroniarz. Dowiedziałem się od niego, że tędy zespół będzie wychodzić. Ucieszyłem się, że jestem pierwszy na linii i najszybciej uda mi się zdobyć od nich podpisy, zanim tłum rzuci się na nich i wymęczy ich do reszty.




Najszybciej udało mi się zdobyć podpis od gitarzysty Marka „Ashok” Šmerdy, który wyszedł na szybkiego papieroska. Nie chciałem mu za bardzo przeszkadzać, ale zgodził się na zrobienie wspólnego zdjęcia i na podpis na koszulce. Ucieszyło mnie jego pytanie, czy mam takich koszulek więcej bo spodobała mu się – miałem tylko jedną, dla siebie.


Stałem tam jeszcze kilkadziesiąt minut, może z godzinę, aż tłum się przerzedził i zostali tylko ci najwytrwalsi. Koniec końcu zostałem poproszony, żebym i ja stanął za barierkami. Była to już kwestia kilku trwających wiecznie minut, aż zespół w końcu wyjdzie.


Moje i kilku osób czekających ze mną marzenia w końcu się ziściły – pojawili się prawie wszyscy członkowie zespołu. Każdy z uśmiechem na twarzy z entuzjazmem podszedł do naszej grupki. Jedynie Dani nie wyszedł. Czego żałuję bardzo. Nie znam szczegółów, dlaczego podjął taką a nie inną decyzję. Co mi się obiło o uszy to to, że Dani szybko się denerwuje i coś go właśnie mocno zdenerwowało i nie chciał do nas wyjść. Mówi się trudno, ale mam powody, żeby wyczekiwać kolejnego ich występu w Polsce. Muszę mieć koszulkę w podpisami wszystkich członków zespołu!


Kiedy każdy z nas miał już to za czym czekał... bodajże dwie godziny po koncercie... raz jeszcze podziękowaliśmy im za występ, oni nam za czekania i wszyscy rozeszliśmy się w swoich kierunkach.


Jest to moja pierwsza recenzja takiego wydarzenia i w tym, póki co, doświadczenie zbieram. Jednakże Cradle of Filth zapoczątkował i rozbudził we mnie chęć do dalszego koncertowania. Zespół przypomniał mi, dlaczego tak bardzo kocham te muzykę. Może nie jestem jakimś wielkim fanem tego zespołu, ale na pewno mają swoje miejsce w mojej kolekcji. Z ciarkami na plecach nie mogę się już doczekać, aż będzie mi dane zobaczyć ich po raz drugi na żywo... kto wie może następnym razem uda mi się zrobić sobie fotkę z Danim i podpisze mi się na koszulce? Czas pokaże – jak to mówią. A póki co kończę ten rozdział i biorę się za pisanie następnej relacji z następnego koncertu, jednak nie ostatniego...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz