18 dzień stycznia 2020
roku
Hades Festiwal
Mój serdeczny przyjaciel – Piotrek
„Raiso” - pochwalił się jakiś czas temu, że został przyjęty
do naszego miejscowego zawierciańskiego zespołu – Synaisthesis
– i, że mają mieć w styczniu pierwsze koncerty; promujące ich
najnowszą płyte – Narodziny. Ucieszyłem się z
sukcesu przyjaciela i powiedziałem, że skoro będą grać i on
będzie na scenie to nie ma bata! Muszę to zobaczyć! Dostałem
namiar, gdzie, kiedy i o której.
Kraków, Klub Zaścianek, 18 dzień
stycznia 20200 roku, godzina 16:30. Termin przyklepany, bilety
przytulone czas ruszać...
O drodze z mojej mieściny do Krakowa
pisać nie będę, bo nie działo się nic wartego wspomnienia. A do
celu dotarliśmy jakoś koło 16:00. Od razu zadzwoniłem do Piotra,
żeby zameldować przybycie. Po chwili wyszła do nas jego mama –
Pani Halinka – na papieroska i powitanie nas.
W końcu wrota zostały otwarte i pan
ochroniarz (bramkowy) zezwolił na wejście. Przy stoliku odhaczył
nas na liście; chyba jako jedyny zamówiłem więcej niż jeden
bilet. I weszliśmy dalej. Okienko szatni było zaraz przy wejściu,
więc zostawiliśmy zbędne ciuchy i dziewczyny od razu pognały do
łazienki. A ja przywitałem się z Piotrem.
Lokal, w którym grali był malutki.
Myślę, że mogę zaryzykować stwierdzenie, że był nawet mniejszy
niż ten w Częstochowie, gdzie byliśmy na Łydce Grubasa; ale
sądzę, że w tym przypadku to był akurat w pewnym sensie plus.
Od progu uderzyło mnie uczucie takiej
sympatycznej bliskości z zespołami. Dawało to aurę takiej
rodzinnej atmosferze. Bardzo fajne uczucie.
Pierwszy na scenę wyszedł zespół
Proceder. Chłopaki dali przyjemnego czadu. Wokalista - Grzesiek
Pałosz – genialny głos rozbujał publikę. Choć muszę przyznać,
że nagłośnienie Grześka było słabe... by nie powiedzieć
gorzej.. Mimo wszystko słabo było go słychać.
Chłopaki z Procedera zagrali dali nam
czterdziestominutowe show.
Po nich szybka przerwa techniczna i
następni na scenę weszli chłopaki z zawierciańskiego
Synaisthesis. Nim weszli na scenę Raiso dostał ode mnie kopa na
szczęście i srogie ostrzeżenie, żeby wypluł kija z dupy. Żeby
nie był taki sztywny, jak to kiedyś, przed laty, miało miejsce.
Ostry – wokalista – chyba mnie usłyszał bo na scenie wyszedł z
niego istny wariat. On ewidentnie poskromił tremę w samym jej
zarodku. Od tego dnia moim ulubionym cytatem było jego „Pier.dol
to gramy punk!” Zagrali kilka utworów z ich pierwszej płyty –
Narodziny, która całkiem przyjemnie brzmi. Przy pierwszym jej
odsłuchu nie wiedząc czemu, miałem ogromne wrażenie, że wokal
jest mega podobny do wokalu Huntera. Nie wiem, może tylko ja mam
takie wrażenie, ale płytę gorąco polecam! ^_^
W międzyczasie Młodej zachciało się
pić... więc poszedłem do baru po coś mokrego i wracając
spostrzegłem z lewej strony Grzesia z Procedera. Okazja sama się
natrafiła, aż grzech z niej nie skorzystać!
Korzystając z okazji pozwoliłem sobie
na podejście do nich i podziękowałem im za super występ przy
okazji prosząc, aby „Nie rozłazić mi się, zaraz wrócę!” i
pognałem czym prędzej do szatni po standardową już dla mnie
koszulkę i marker. Młoda założyła ją na siebie i razem z nią
podeszliśmy zebrać od Procedera podpisy.
Tu muszę przytoczyć sytuację, która
mi się trafiła (całkowicie nie specjalnie) po którejś z kolei
piosenek Synaisthesis. Otóż, trzymałem w ręce kubek z colą; ale
głupio tak nie klaskać, jak skończą. Więc w głowie szybko
zrodziła mi się myśl, że zębami złapię kubek i dzięki temu
będę miał wolne ręce do klaskania.
Tak, w teorii to brzmiało łatwo...
Niestety na połączeniu mózgu z zębami coś nie pykło i odruchowo
zacisnąłem zęby na słomce. Skoro zęby zaciśnięte (jak błędnie
sądziłem na kubku) to mogę go puścić. Kubek puściłem, w zębach
została słomka a reszta poszybowała w dół... przy okazji Młoda
dostała odrobiną coli po plecach a ja szybko podniosłem kubek
udając, że nic się nie stało. Taka ze mnie chwilowa oferma... ^_^
Ostry z ekipą skończyli grać, więc
my z Młodą już czekaliśmy aż chłopaki zejdą ze sceny, żeby
ich dopaść i kazać im klękać przed nią i podpisać się na
koszulce i na płycie.
Drugi zespół zaliczony..
Czas na trzeci zespół – Arthemore,
z niesamowitym wokalem Barbary Tylek. Ekipa Basi promowała między
innymi trzeci swój krążek, ale nie zabrakło też kawałków z
poprzednich płyt.
Teksty mają całkiem spoko, ale tu też
nagłośnienie wokalu pozostawiało wiele do życzenia, więc
większości słów musiałem się domyślać. Mimo to nie
przeszkadzało mi to w doskonale spędzonym czasie przy muzyce
Arthemore.. muszę gdzieś poszukać ich płyt...
Ich też udało się złapać po
występie na pozostawienie po sobie śladu na koszulce.
Przedostatnim występującym była
ekipa krakowskiego zespołu Acheront. Tu przytrafiło mi się coś
dziwnego i niespotykanego dotąd. Podczas któregoś z kolei utwory,
gdy wokalista genialnie zapiszczał, miałem wrażenie, że łeb mi
rozsadzi. W jednej chwili głowa mnie tak drastycznie rozbolała, że
musiałem wyjść... na papieroska. Do tej pory zachodzę w głowę,
czemu, jak i przede wszystkim dlaczego tak się stało???
Ale nie ma tego złego co by na dobre
nie wyszło – jak mawia przysłowie. Po przyjemnej godzinie w
klimatach Acherontu nadszedł czas na polowanie na muzyków.
Polowanie z markerem w ręce i koszulką na Młodej.
Pierwszy do odstrzału przyszedł
Fabryc – gitarzysta. Podpisał się na koszulce, po czym powiedział
„Zaraz wracam” i poszedł, cholera wie gdzie...
Po chwili wrócił i wręczył Młodej
płytę! I na niej też zamieścił swój podpis. Podziękowaliśmy
Fabrycowi i poszliśmy na dalsze polowanie reszty ekipy. Nie trwało
to długo. Kolejny zespół zaliczony i podpisy zebrane – na
koszulce i na płycie.
Na płycie znalazły się tylko trzy
utwory: Fałszywy Prorok, Cela nr, a także Karmazyn Gwiazd. I muszę
przyznać, że dzięki temu krążkowi zrozumiałem znacznie więcej
słów..
Chwilę po 21 na scenę weszła gwiazda
wieczoru – Virgin Snatch. I od razu zaczęła się Thrash/Death
Metalowa miazga... Virginów słuchałem już kiedyś, kilka lat
temu, ale z czasem jakoś słuch o nich odleciał. Dopiero na Hades
Festiwal przypomniałem sobie, jak genialnie grają. Przy okazji
poznałem, jak szalony jest wokalista – Zielony (Łukasz
Zieliński).
Dwa razy podczas swojego występu
postanowił zejść ze sceny w wbić się w sam środek pogo. Bawił
się razem z nami i śpiewał będąc wśród publiki.! Tyle tylko,
że nie zszedł schodami, ale niemalże wskoczył z barierek w sam
środek pogo! Szalony Zielony!
To było coś niesamowitego; i raczej
mało spotykane – przynajmniej jak dla mnie..
1. Intro;
2. Deprived of Dignity;
3. Devil's Ride;
4. State of Fear;
5. Walk the Line;
6. Bred to Kill;
7. Purge my Stain;
8. Swarm of Wild Bees;
9. Ineffective Grand Gestures;
10. Antipodes;
11. In the Name of Blood;
12. Defending the Wisdom;
13. Gawrony;
14. We Are Underground.
Na koniec występu od chłopaków też
udało się złapać podpisy. A przy okazji, nie mam pojęcia jak
dziewczyny tego dokonały, ale zdobyły setlistę oraz kostkę do
gry. Kolejna kostka do kolekcji.. ^_^
Niestety, wszystko co dobre szybko się
kończy. Mam nadzieję, że pierwsza edycja Hades Festiwal nie będzie
ostatnią.. bo klimat jaki stworzyły zespoły i fani był
niepowtarzalny. Bliskość, przyjacielskość i ta rodzinna
atmosfera, stworzyła klimat jedyny w swoim rodzaju i na pewno szybko
nie zaznamy go ponownie.
Szkoda tylko, że nagłośnienie
wokalistów było słabe.. Mogło być lepsze, zdecydowanie... ale
jak to mówią – nie można mieć wszystkiego. To i tak, nie zejdę
z tego tematu i będę się go czepiać jak rzep psiego ogona!
A tymczasem dziękuję za uwagę,
widzimy się na relacji z następnego koncertu. ^_^
Już niebawem relacja z The Great Tour,
gdzie w warszawskim torwarze zagościł Sabaton z Apocalipticą i
Amaranthe.
Trzymajcie się ciepło!
Pozdrawiam Was ja,
Kamil!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz