wtorek, 13 września 2016

Rozdział 2


09 dzień września 2016 roku


Szlakiem Orlich Gniazd:
Mirów-Bobolice i Złot Potok


Wycieczka Mirów-Bobolice-Złoty Potok była pierwszym spontanicznym tripem sam na sam. Było to rok temu w grudniu, zawiozłem wtedy mamę do pracy. Jakoś nie miałem ochoty od razu wracać do domu. Chciałem się gdzieś przejechać.
Całkiem przypadkowo dzień wcześniej sprawdzałem drogę w kierunku Złotego Potoku. Zahaczając o zamek w Mirowie i Bobolicach. Czysta ciekawość. Dzisiaj się to przydało. Obrałem kierunek i pojechałem.  
Od tamtego dnia oba zamki odwiedziłem jakieś 7 razy. Sam i ze znajomymi. Ale dopiero teraz udało mi się zdobyć Królewski Zamek Bobolice. Ale od początku...
Wstaliśmy w piątek rano z Olą i zachciało nam się gdzieś jechać. Taką krótką wycieczkę chcieliśmy zrobić. Bobolice były moją pierwszą myślą, z tego powodu, że tydzień wcześniej pojechaliśmy tam na nockę pod namiotem. Na zakończenie sezonu wakacyjnego.
Jak ustaliliśmy tak zrobiliśmy. Wyszykowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Na parking pod zamkiem w Mirowie dotarliśmy koło godziny 14:00. Na zamku wciąż trwają pracę i jest on niedostępny dla zwiedzających, więc podeszliśmy tylko do tablicy, żeby trochę o nim poczytać. 



 


Potem jeszcze kilka wspólnych zdjęć i można ruszać dalej..

 


Pierwszy punkt zaliczony. Wróciliśmy do auta i pojechaliśmy na następny zamek.


Zaparkowałem Myszkę na parkingu i poszliśmy do zamku. Po drodze mijaliśmy ostaniec skalny, który swym kształtem przypominał bramę i został nazwany Bramą Laseckich, na cześć obecnych właścicieli. Chwilę później stanęliśmy przed otwartymi drzwiami zamku. Tym razem się udało! Zamek był otwarty i chętnie przyjmował zwiedzających.

  

 Bez chwili wahania podszedłem do pana, który stał w progu i zapytałem czy można wejść i pozwiedzać. W odpowiedzi usłyszałem, że wycieczki zwiedzające organizowane są co pół godziny a bilety można zakupić na dole w przy zamkowym hotelu, w recepcji. Szybko pobiegłem we wskazanym kierunku i kupiłem dwa bilety.
Pan przewodnik skasował nam bilety i zaprosił do środka. Zaczekaliśmy jeszcze kilka minut aż inni chętni przybędą i zaczęliśmy zwiedzać. Tutaj muszę przyznać, że ten przewodnik, w porównaniu do pana z muzeum w Warszawie, opowiadał w sposób bardzo ciekawy i aż chciało się słuchać co ma do powiedzenia. Zwiedziliśmy prawie każde pomieszczenie (prócz wierzy więziennej, a szkoda) i na tarasie widokowym wysłuchaliśmy legendy o dwóch braciach Miru i Bobolu, do których kiedyś należały zamki.
Legenda głosi, że bracia władali niegdyś tymi ziemiami wspólnie i sprawiedliwie. Zawsze gdy wracali z wypraw wojennych, łupem dzielili się pół na pół. Żeby mieć gdzie bezpiecznie składować swoje skarby, bracia wykopali ogromne podziemne przejście, które szybko zapełniało się niezliczoną ilością złota i kosztownościami. Fortuny braci strzegła czarownica, która porażała swoim wzrokiem każdego, kto śmiałby po nie sięgnąć.
Żyli tak w zgodzie długie lata, aż pewnego razu na wojnę ruszył tylko jeden brat. Gdy powrócił po kilku latach nieobecności nie był sam. Przywiózł ze sobą wybrankę – piękną księżniczkę z odległego kraju, którą zamierzał poślubić. Księżniczka swą urodą oczarowała Mira, który zakochał się w niej od pierwszego spojrzenia. Chwilę potem na zamku w Bobolicach została wyprawiona uczta weselna. Lecz księżniczka wyszła za mąż bardziej z przymusu niż z własnej woli. Z czasem wpadł jej w oko brat małżonka.
Kiedy o romansie dowiedział się Bobol niewierną żonę wtrącił do lochu, a czarownicy rozkazał ją pilnować. Jednak nocami, kiedy czarownica odlatywała na sabaty, księżniczkę odwiedzał jej kochanek. Pewnej nocy brat nakrył kochanków na gorącym uczynku i z wściekłości zabił swojego brata a księżniczkę kazał żywcem zamurować w lochu.

Legenda głosi, że księżniczka po dziś dzień przebywa w podziemiach zamku. Kiedy wiedźma odlatuje, na kamiennym balkonie ukazuje się biała kobieca postać, która spogląda smutnym wzrokiem w kierunku Mirowa, wypatrując swojego kochanka. Gdy zbliża się świt biała postać rozpływa się w blasku wschodzącego słońca.
Stąd też przy zamku widnieje znak „Uwaga duchy”.
Muszę przyznać, że kiedy przewodnik opowiadał nam tę legendę, właśnie na owym kamiennym balkonie, na plecach miałem lekką gęsią skórkę. Ale muszę się wybrać tutaj kiedyś pod osłoną nocy na obserwację. Ciekawe czy uda mi się dostrzec „białą damę”? Zobaczymy...
Ale wracając... po zwiedzeniu zamku udaliśmy się do zajazdu Orlik na obiad.
Zjedliśmy obiad i wpadłem na pomysł, żeby odświeżyć trasę, którą jechałem tutaj pierwszy raz. Czyli pojechać do Złotego Potoku nad staw o nazwie „Sen Nocy Letniej”. Oli oczywiście spodobał się ten pomysł, więc zebraliśmy się i ruszyliśmy w trasę.
Tutaj musiałem wspomóc się GPS'em, ponieważ jadę tędy drugi raz, a droga była troszkę kręta. Do stawu dotarliśmy po mniej więcej 20 minutach i poszliśmy pospacerować po lesie.  


 
Niestety, nie spędziliśmy tam zbyt dużo czasu, po powoli zaczynał zapadać już zmierzch, ale miejsce to jest wyjątkowe i na pewno odwiedzę je jeszcze nie raz, żeby zagłębić się w tę scenerię i szlaki turystyczne.
O źródle również krąży dość interesująca legenda, która mówi: „W sercu źródła prośbę zamień na zielony, szklisty kamień. Kiedy rzucisz go za siebie spełni prośba się dla Ciebie”. O tym, skąd wzięła się nazwa jeziora „Źródło Spełnionych Marzeń” jest napisane na tablica, która stoi zaraz przy wejściu do lasu.
Jezioro zawdzięcza swoją nazwę Zygmuntowi Krasickiemu, który przebywał tutaj latem 1857 roku.


Ze Złotego Potoku ruszyliśmy już w kierunku domu. Tak przynajmniej założyliśmy wsiadając do samochodu. Założyliśmy, ponieważ w połowie drogi, między Żarkami i Jaworznikiem przy drodze zobaczyliśmy pewne ruiny, które poprzednim razem ominąłem. Skoro ominąłem je wtedy, to grzechem było by ominąć je teraz.
Zatrzymaliśmy się na dosłownie kilka minut, żeby zwiedzić i sprawdzić czym są te przydrożne ruiny. Okazało się, że są to ruiny kościoła św. Stanisława.
Niestety za dużo nie zobaczyliśmy, bo kiedy dotarliśmy tu to zapadł już zmrok. Dlatego usiedliśmy sobie na ławeczce, podziwiając cudowną panoramę z księżycem w tle, po czym koło godziny 21:00 udaliśmy się już do domu.  
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz