Miałem 7 lat, kiedy pojechałem z rodzicami na moje pierwsze wakacje. To było w roku 1999 i udaliśmy się nad morze. Nigdy nie zapomnę słów, które wypowiedziałem, gdy w końcu stanąłem na plaży i moim oczom ukazało się morze. Oto przed tą ogromną morską tonią stanął mały chłopczyk i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Kiedy już udało mi się zebrać szczękę z piasku powiedziałem tylko: „łaał, to jest morze?”
Było to w Jarosławcu. Niestety, więcej nie pamiętam z tego pobytu, ale myślę, że to i tak sporo... przynajmniej dla mnie.
Od tamtej pory pokochałem podróżowanie. Wszędzie i nigdzie. Daleko i blisko. Na długo i na jeden dzień. Nawet na kilka godzin.
Jakiś czas później wymyśliłem, żeby wybrać się gdzieś totalnie i całkowicie w ciemno. Niczego nie planować. Po prostu wsiąść do pociągu (jak śpiewała Maryla Rodowicz) i pojechać, nie martwiąc się o nic. Z początku jednak powstrzymywał mnie przed tym nieuzasadniony strach, który wbijał mi do głowy niepotrzebne pytania w stylu „A co jeśli...”.
Po latach nabrałem jednak odwagi i postanowiłem, że wybiorę się w taką podróż. Tylko z kim? Bo samemu... to trochę nudno. Nie sądzisz?
W końcu jednak znalazłem kogoś równie szalonego, kto zechciał wybrać się w taką Podróż Donikąd.
Mam nadzieję, że to będzie początek wielu takich przygód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz